piątek, 23 sierpnia 2013

Szóstka na karku, spotkania oraz telefony

  Psiaki już za dwa dni miały ukończyk szósty tydzień życia. Socjalizacja szczeniąt trwała w najlepsze. Codziennie spotykały innych ludzi, inne odgłosy oraz ogólnie wszystko, co inne niż dotychczas. Cała siódemka imała się dobrze i raczej socjalizacji nie brały na poważnie. Cały czas wszyscy się ganiali i tylko bawili.

     Za kilka dni pieski miały dostać swoją pierwszą w życiu szczepionkę, czym była bardzo zmartwiona Inke, gdyżpoprzedni miot bardzoźle ją zniósł. Trzy poprzednie pieski wymiotowały, jeden miał biegunkę, a wszystkie były bardzo osowiałe.

     Jedna wdzień, wktórym psiakiukończył sześć tygodni do ich domu zawitali przyjaciele Inke i Igara - Cobor i Patonka Nagy - małżeństwo, które wspólnie prowadziło hodowlęowczarków niemieckich. Siedem tygodni temu narodził sie im nowy miot. Urodziły sie dwa śliczne, rodowodowe szczeniaczki - sunia Palermo oraz psiak Guccio. Cobor i Patonka zabrali ze sobą szczenięta oraz dwa duże owczarki długowłose - matkę miotu Dynasztie oraz ojca Adlera. Wszystkie cztery pieski były bardzo przyjaźnie nastawione do małych mudików. Mudi oraz ONki bawiły sie razem w najlepsze, aż do czasu gdy do Cobora zadzwonił telefon. Numer był nieznany... Odebrał telefon. Gdy skończył rozmowę widać było wyraźnie, że jest zdenerwowany. Zawołał tylko w biegu do Patonki, że muszą się zbierać. Zabrali Tylko piesk, a Patonka podziękowała za poczęstunek i przeprosiła Inke i Igara, choć sama nie wiedziała dlaczego wracają do domu. Odjechali...



**********



Nazajutrz do Inke zadzwoniła Patonka na codzienny, poranny "plotting". Tematów nie była za dużo, ponieważ o wszystkim rozmawiały dzień wcześniej. Jednak od razu przeszła do sprawy - wczoraj tak nagle wyszli, ponieważ do Cobora zadzwonił pewnien fotograf...

     Fotograf ten pochodził z Polski itam też mieszkał. Jego zamiłowaniem były oprócz fotografii psy. Dostał do spełnienia projekt pt.:"Puppy to Sleep!". Projekt polegał na wykonaniu psiakom zdjęć. Niby tylko zdjęcia... Ale na nich miały być szczenięta różnych ras. Na jednym zdjęciu 2-3 szczeniąt. Dodatkowo nie były to zdjęcia takie zwyczajne, bo miały być one wydrukowane... na mini poduszeczkach. Co prawda nawet noworodek miałby za małą głowę, aby się na nich położyć, ale miały być one dla amatorów psów. Z tyłu miały być wczepione magnesy, aby można je było w dowolnym miejscu przyczepić. Do sfotografowania miał następujące rasy: labrador retriever, bloodhound, shar pei, chow-chow, mops, buldog angielski oraz owczarek niemiecki. Labradory, mopsy, buldogi i shar peie miał już gotowe. Cały czas nie mógł znaleźć chętnych hodowców do owczarków niemieckich, mimo tego, że jest cała masa hodowli tej właśnie znanej rasy. W internecie trafił na zdjęcie dwóch pięknych długowłosych ONów z podpisem o planowanym kryciu. Wybrał numer telefonu i zadzwonił. Jednak Cobor był zdenerwowany faktem, że z psiakami trzeba było jechać aż do Poznania... Jutro jechać...

Tak więc Patonka jedną ręką trzymała telefon, drugą się pakowała. Denerwowali się jazdą pod presją czasu, więc w pewnym sensie po co jechać? A dlatego, że za zdjęcie, które wyjdzie na poduszki właściciel psiaków dostanie 709 572 furintów! (10 000 zł) Tyle pieniędzy bardzo by im się przydało...
Mimo, że projekt miał być realizowany w Węgrzech ras węgierskich nie chcieli. Ale mniejsza z tym. Patonka dzwoniła głównie w innym celu...
- Inke... Jedziecie z nami? Karol już od dawna nas zapraszał do siebie... Jego suka właśnie ma cieczkę i tym bardziej by mu zależało, aby Adler pokrył Hossę. No i kazał, że macie również przyjechać z nami.
- Tak, to racja. Karol stale nas dręczy, żebyśmy przyjechali do nich. Ale mamy maluchy... Co z nimi zrobimy?
- Zabierzcie je ze sobą! - od razu stwierdziła Patonka
- Jak? Siedem dorastających szczeniąt i dwa dorosłe? Karol chyba by dostał na głowę! - stwierdziła Inke
- Nie wiem... Rób jak chcesz... Ja tylko mówię, że Karol kazał wam powiedzieć, że macie przyjechać, bo chce zobaczyć wasze szczeniaki i wziąć jednego z nich...
- Chce wziąć jednego mudika?! - zaaferowana i chętna już do wyjazdu Inke mówiła dalej - No bo wiesz... Cały czas nie mam jeszcze zarezerwowania na jednego psiaka... Czekaj! Muszę kończyć, bo Igar właśnie się szykuje do pracy, więc muszę z nim pogadać! Pa!
- Zaczekaj! Bo chciałam ci powiedzieć, że!
- Później! Pa! - zakończyła rozmowę Inke

Inke szybko przebiegła przez korytarz w kuchni zrobiła ostry zwrot przez filar, o który prawie by się zabiła i zawołała do myjącego zęby Igara
- Słuchaj! Karol dzwonił do Patonki i kazła, że mamy przyjechać, bo...
- Ja nigdzie nie jadę!
- Ale czemu! Dziś jest czwartek, spakowałabym nas i jeszcze dxiś wieczorem wyjechalibyśmy w drogę... No i w niedzielę ranem byśmy wyjechali.
- A co?! Po 5 godzinach snu jak gdyby nigdy nic pójdę w poniedziałek do pracy?
- No myślałam, że wziąłbyś w ponieziałek dzień wolny... - mówiła uroczym głosem Inke
- Ale po co niby mamy tam jechać! - wkurzył się porządnie Igar
- BO ON CHCE JEDNEGO NASZEGO SZCZENIAKA!!! - wydarła się Inke
- A to zmienia postać rzeczy... Nie wiem... Muszę już iść. Pomyślę i zadzwonię! - rzucił przez próg Igar
- Tylko musiałabym mu chyba powiedzieć, że przyjedziemy... -mamrotała pod nosem Inke zdenerwowana na siedziącego już w aucie Igara

Jednak temat zszedł trochę na inny tor. W czsaie rozmowy na temat wyjazdu Balaton postanowił odwiedzić sąsiadów. Reszta szczeniąt bawiła się razem w rozłożonym tunelu do agility. Balatona cały czas interesował shiba mieszkający za płotem, więc wreście zdecydował się odwiedzić Hokkiego.
Hokki był dwuletnim shibą. Kochał wszelkiego rodzaju zabawy w tym i zabawy ze szczeniakami (przynajmniej z poprzedniego miotu) Vanków. Cały czas kręcił się okło płotu, ponieważ widział, że na ogrodzie pojawiły się nowe niezidentyfikowane obiekty... Tego dnia, jednak jechał do weterynarza, więc w czasie, gdy mały chciał go odwiedzić Hokki siedział w samochodzie.
Balaton miał plan... Podszedł cichaczem do rosnączych gęsto i obficie żywopłotów z patykiem w pyszczku. Gdy nikt go nie widział wszedł w gąszcz zieleniny i tam niestety musiał zostawić swoją zdobycz". Następnie, gdy po dwóch minutach udało mu się przedostać przez żywopłoty podszedł do murka, w który wczepiona była siatka. Psiak bezproblemowo przedostał się przez dość duże - jak na takiego malucha - dziuki w siatce. Jednak niestety w miejscu, w którym Balaton przechodził odstawał kawałek siatki, dość odtro zakończony. Szczeniaka przeszył ostry ból. Zobaczył czerwone krople krwi na swoim całym czerwonym i nie takim jak zwykle brzuchu. Psiak zwinął się w kłębek i cicho popiskiwał.

Inke zrobiła sobie kawę i usiadła na kocyku psiaków rozłożonym na trawie. Wszystkie pieski podbiegły do Inke licząc na to, że jak pani przyszła i tu siada, to coś dostaną. Inke przytuliła Czaki, która natychmiast wtuliła się w jej brzuch. Niestety cała gromadka również postanowiła obdarzyć uczuciami swoją panią. Inke musiała odstawić kawę, którą natychmiast dorwał Rex, tylko czychający na to. Niestety psiak wylał ją i przy okzji oparzył się w łapę gorącym napojem. Inke obejrzała oparzoną kończynę i postawiła przed sobą wszystki psiaki. To znaczy, nie wszystkie... Pomimo ciągłego liczenia za każdym razem brakowało jej jednego pieska... Brakował jej Balatona... Szybko zabrała kocyk i pobiegła do sypialni. Wszystkie pieski biegły zaraz za nim. Po ponownym przeliczeniu w pokoju Balatona nadal nie było. Zamknęła psiaki w sypialni, aby czasem nie zgubić innego szczeniaka. Wybiegła z pokoju i zaczęła szukać psiaka najpierw po domu. Gdy po dwukrotnym dogłębnym przeszukaniu domu pies nadal się nie znalazł. Przebiegła cały ogród i tu zguby nie znalazła. Zaczęto poszukiwania w kszaczorach. Po wstępnym przeglądzie małęgo w nich nie było. Musiała się poświęcić, dla małego! Ale nie w tej bluzce i spodniach! Przebrała się szybko w rybaczki w kolorze moro. Były one już stare i sprane, więc nie było jej ich żal. Za to problem był z górą... W końcu zdecydowała się na bluzkę z krótkim rękawkiem w kolorze wojskowym. Ubrana jak na wojną położyła się na ziemi w miejscu, gdzie rozpoczynał się żywopłot. Przy następnym miocie chyba go usunie... Czołgała się i zaglądała w każde możliwe miejsce. Wreście po piętnastu minutach mniej więcej w połowie żywopłotu zobaczyła leżącą na murku czerwoną kulkę... Szybka zgarnęła Balayona wyjmując mu z brzuszka ducik i wydostała się na otwartą przestrzeń. Szybciutkow pobiegła ddo domu i położyła małego na ręczniku. Zadzwoniła do sąsiadki, aby przyszła opiekować mudikami, a sama wsiadła do samochodu i na pełnym gazie ruszyła do weterynarza. Gdy wparowała całego budynku biegła co sił na oddział nagłych wypadków.

Była do potężna klinika, którą bez wahania można było nazwać szpitalem. Wzdłuż ściany stały poustawiane krzesła, a na nich siedzieli ludzie ze swoimi pupilami czekając na wejście do gabinetów. Na jednym z nich siedział sąsiad Vanke'ów wraz z shibą Hokkim. Gdy podbiegła do rejestracji od razu otworzyły się przed nią drzwi prowadzące do gabinetu...

sobota, 10 sierpnia 2013

Wizyta rendörség

     Czaki była bardzo szczęśliwym szczenięciem. Była bardzo pojętna, z czego cieszyli się jej właściciele. Gyza i Bajnok - rodzice nowego miotu również byli przeszczęśliwi, choć Bajnok starał się trochę unikać młodej matki i jej gromadki. Inke i Igar wystawili mini tor agility dla szczeniąt, aby się przyzwyczajały, gdyby ich przyśli właściciele chciaeli uprawiać z mudikami ten sport.
     Pewnego dnia do właścicieli mudików przyjechała policja. Jednak nie cały ztab policyjny, tylko dwie osoby. Policjanci zapukali do domu, a Igar nieśmiało podszedł do drzwi i cały zalany potem zaczął myśleć "co ja lub Inke niby zrobiliśmy, że tu przyjechali?! Śledztwa raczej nie prowadzą, bo jeśli tak, to raczej pukaliby od domu do domu.". Policjanci znów zapukali, tym razem mocniej. Inke jak gdyby nigdy nic poszła baraszkować na dwór ze szczeniętami.
     Gdy tylko drzwi się otworzyły Igar zobaczył dwóch barczystych policjantów, ubrnych w mundury. Jeden z nich, wyższy i starszy był łysawy i miał na nosie założone "Potterowskie" okulary. Drugi, trochę chudszy od "Pottera", niższy o jakieś 5 cm i w przeciwieństwie do swojego kolegi miał na głowie "busz".
"Potter" odezwał się jako pierwsz:
- Witam! Nazywam się Vajk Mészáros, a to mój kolega, Tibor Simon. Jesteśmy z policji, ja z wydziału zabójstw, a kolega od narkotyków. - powiedział "Potter", który okazał się mieć zupełnie inne nazwisko.
- Mówię z góry, że do niczego się nie przyznaje! Ja nic nie zrobiłem! - szybko wykrzyczał Igar.
- Tibor, to napewno tu jest ta hodowla mudi? - spytał "Potter" swojego kolegę.
- Napewno tu! Przecież kazali nam jechać do Halmaj* na ulicę Kossuth út 24. A przecież dokładnie patrzyłam na ulicę i numer domu. Wszystko się zgadza!
     Już na pierwszy rzut oka było widać, że "Tibor od narkotyków" był bardzo wygadany i nie mógł się streścić w dwóch słowach. Zawsze mówił wszystko ze szczegółami. Denerwowało to bliskich mu ludzi, jednak w pracy policjanta bardzo mu się to przydawało.
- To jak? Czy pan to Igar Vanke? - spytał zdenerwowany już całą sytuacją "Potter".
- Ttttak! To ja. - odpowiedział Igar.
- No to co pan mówi, że się pan do niczego nie przyznaje?
- Przepraszam bardzo! Myślałem, że panowie, żeby mnie aresztować, że niby coś zrobiłem.
- Ale jeśli pan coś zrobił to proszę bardzo  się przyznać. - zaśmiał się starszy z policjantów.
- Nie, nie nie mam nic na sumieniu. Tak więc jeśli mogę spytać: co panów tu sprowadza?
Tym razem odezwał się gaduła.
- My przyjechaliśmy tutaj aż z Budapesztu. Zapewne słyszał pan o psich policjantach. Wysłał nas komendant główny policji na Węgrzech. Tak więc pan komendant zauważył, że nie mamy za dużo takich czworonożnych bohaterów, a wiele osób zawdzięcza życie i zdrowie psom. Pan komendant chce wypróbować psy różnych ras jako stróży. Wybró padł na bloodhoundy, belgijskie malinosy, rottweilery, alaskan malamuty, dobermany i... dumę Węgier: mudi. I my właśnie w tej sprawie: słyszeliśmy, że w waszej hodowli urodziły się szczenięta. Wasza hodowla jest bardzo poważana, choć to dopiero wasz drogi miot. Czy maci jakieś jeszcze niezarezerwowane szczenięta? - skończył wreście wygadaniec.
- Tak, oczywiście! Proszę za mną do środka! - zawołał policjantów Igar.
- Inke, Inke! Przyjechali panowie z Budapesztu w celu zabrania jednej z naszych pociech jako "psiego policjanta".
- To wspaniale! - zawołała Inke - Witam panów bardzo! Nazywam się Inke Vanke, jestem żoną Igara. Razem prowadzimy hodowlę mudi.

     Młode małżeństwo i policjanci najpierw porozmawiali o tym, jakie cechy powinien wykazywać "psi policjant", później porozmawiali ogólnie na temat psów, a po wszystkim, nastał czas aby wybrać tego jednego szlachetnego psa, który ma służyć dobru tego kraju.
     Wysłuchawszy jeszcze raz wszystkich potrzebnych cech Inke i Igar wytypowali trójkę kandydatów. Byli to Rex, Balaton i ... Czaki! Nie, Czaki nie można oddać! Zbytnio się do niej przywiązali! W końcu wysłuchując wszystkie za i przeciw policjanci wybrali Rexa.
     Małżeństwo opowiedziało policjantom, czego żądają, aby Rex był szczęśliwy. Były to tylko takie zwykłe, podstawowe rzeczy, nie jakieś super luksusy. Na sam koniec wizyty Inke i Igar poinformowali policjantów, że Rexa odebrać będą mogli za cztery tygodnie, ponieważ pieski wczoraj ukończyły czwarty tydzień życia. Policjanci pożegnali się z hodowcami i odjechali do Budapesztu informując Inke i Igara o stałym kontakcie na temat stanu Rexa.
     I tak zwykły-niezwykły miot mudi "pozbył" się już jednego ze swoich braci...



środa, 24 lipca 2013

Pierwsze dni z życia Czaki

II
Pierwsze dni z życia Czaki

Jak to się dzieje u każdego nowonarodzonego szczeniaka Czaki byłą ślepa. Przez dwa tygodnie nie była w stanie za dużo robić, więc nie będę się rozpisywać na ten temat. Wspomnę tylko, że Gyoztes i Bajnok byli dumnymi rodzicami, a Inke i Igar byli świetnymi i dumnymi tak samo jak parka czteroletnich mudi właścicielami psiaków. Już w dwa dni po narodzeniu szczeniąt postanowili, które szczeniaki pójdą na sprzedaż, a które będą pięknymi wystawowcami. Tak więc niebieskokokardkowy Sas zostaje przydzielony na championaty w hodowli. Czaki oczywiście zostaje, bo przecież po co właściciele hodowli mieliby sobie zakładać trud wymyślania imienia dla psinki w białej kokardce, którą by sprzedali. Kab - różowa wstążeczka - na sprzedaż. Rendon z czarną wstążką zostaje. Rex, Dogia i Balaton na sprzedaż. I tak został przesądzony los psiaków.

W pierwszy dzień, w którym psiaki otrzymały Boży Dar - wzrok - były strasznie pobudzone. Wiadome, zobaczyć swoich rodziców jest wielkim przeżyciem. Wszystkie psiaki zaczęły tulić się do Inke.

- Czemu te psiska tulą się wszystkie do ciebie, a ja stoję sobie tutaj tylko w ciemiu?! - denerwował się Igar.
-Jak bym była na ich miejscu, to też bym uciekała od twojej wody toaletowaj! - śmiała się Inke.
- Ha, ha, ha! Bardzo śmieszne, wiesz? Dostałęm ją od mojej mamusi, kiedy byliśmy w Budapeszcie!
- Jasne, jasne.
- Nie kłóć się ze mną, bo wiesz, że i tak nie masz racji!

I tak Igar denerwował się, że szczeniaki nie lubią go.

Tymczasem małe pieski penetrowały świat w poszukiwaniu przygód.
Jednak nie wiedziały, że największa przygoda czeka na nie otworem - ŻYCIE.



środa, 26 czerwca 2013

Zapoznanie

Zapoznanie

 

Czaki jest psem rasy mudi, o umaszczeniu black merle. Narodziła się w Węgrzech w hodowli ,,Moudius Sharpernord". Jej matką jest Gyoztes championka węgier, zwyciężczyni trzech dogtrekkingów, mistrzyni obdience, flyballu, a ojcem Bajnok mistrz agility, rally obedience, dogfrisbee, sheepdog trials, flyball, dwukrotny champion węgier, kilkakrotnie brał udział w dogtrekkingu z czego wygrał dwa razy, a cztery zajął drugie miejsce. W jej miocie narodziło się w sumie siedem szczeniąt: Sasunitan of Judgen, czyli Sas, Dżakartusa von Aggulitios, czyli Czaki, Kabitoszer Orientalus Von Habbont, czyli Kab,  Roman Rendorseg Von Zagyvalek, czyli Rendon, Rexus Zeusz Von Churchill Of Magyarorszag, czyli Rex oraz nie rodowodowe szczeniaki Dogia i Balaton. Pewnie po porzeczytaniu pochodzenia Czaki, niektórzy pomyślą, że ta opowieść będzie o ,,szczenięciu doskonałym". A jednak nie...

     Czaki urodziła się we wspomnianej hodowli ,,Moudius Sharpernord" w okolicach miasta Mikoszolc na północnym wschodzie Węgrzech. Gyozetes i Bajnok znali się od dzieciństwa. To miał być ich drugi miot. Hodowczynią mudich była młoda dziewczyna Inke Varga wraz ze swym mężem Igarem.

     Kochali bardzo swe psy, jednak często wyjeżdżali z Gyoztes, na którą mówili Gyza oraz z Bajnokiem na różne zawody. Ich pasją były nie tylko psy, ale też podróże. To one ich połączyły. Po raz pierwsz o mudich usłyszeli podczas swojej podróży poślubnej w Dżakarcie. Wiedzieli, że to rasa dla nich stworzona. Postanowili, że otworzą hodowlę mudich. I tak się stało. Postanowili również, że jedną z nardzonych w tej hodowli suczek nazwą Dżakarta na cześć  poznania tam tej pięknej rasy. Tak więc podczas drugiego miotu w hodowli Moudius pierwszy urodził się Sas, później Dżakarta, jednak małżeństwo uznało, że to głupio wołać do psa podczas zawodów:

- Dżakarta! Chodź tu do pani, dobra stolica Indonezji, dobra!

     Nie chcieli, żeby byli wyśmiewani, że ich hodowla nazywa psy nazwami stolic "państw, w których ludzie mają bardzo dziwne przypadki chorób". Jednak nadal pragneli nadać jednemu z tych szczeniąt z drugiego miotu imię Dżakarta. Kiedy psiaki miały dwa tygodnie Inke i Igar doszli do wniosku, że tylko jedna z dwóch narodzonych suczek będzie miała rodowód, ponieważ druga nie rozwijała się źle, ale nie tak jak powinna się rozwijać sunia w wieku dwóch tygodni. Wtedy ich prolem się rozwiązał. Czaki dostała imię rodowodowe Dżakartusa von Aggulitions. Jednak wiadome, że rzadko jaki pies jest wołany tak samo jak brzmi jego rodowodowe imię. Na początku padł pomysł Dżaka. Został odrzucony, ponieważ został wygwizdany od za długiego imienia. Później Dża, znów odrzucony, ponieważ jak wołać na zawodach "Dżaaaaaa, chodź tu!". Igar miał pomysł.

-Może Czaka? - zastanawiał się.

-Czaka? Przecież to to samo co Dżaka tylko, że zaczyna się na "CZ", a nie na "DŻ"! A nam chodzi przecież o to, żeby zaczynało się na "DŻ" jak Dżakarta! - awanturowała się Inke.

-A masz lepszy pomysł?! Bo ja nie!

- No, ale Czaka?! Taka głupia końcówka!

-To ją nazwij tak jak chciałaś wcześniej Chelsee, a szczeniaka z przyszłego miotu nazwiemy Dżakarta!

-Dobra już dobra... W ostateczności może być, chciaż... Czy ja wiem...

- A może Czaki?! Tak! To by było to imię!

-Czaki?... Nie wiem... Mój kolega z Polski ma psa co się wabi Czaki, ale to jest pies nie suczka...

-No i co? Nie może być?

     I tak oto Czaki została nazwana Czaki. Jednak my tu gadu-gadu, a zeszliśmy z tematu.

     No więc tak... Miot, w którym narodziła się Czaki, przyszedł na świat w kwietniu 2008 roku. Kiedy Gyza rozpoczęła poród o czwartej nad ranem, Inke i Igar byli bardziej zdenerwowani niż podczas narodzin pierwszego miotu, w którym narodziły się trzy martwe szczeniaki. 4.15 i rozpoczyna się, Gyza prze i po dwóch minutach wychodzi pierwsze szczenię. Z wybranych wcześniej imion dla nienarodznych maluchów pierwszy otrzymuje imię Sas. Psiak zostaje chwilkę po wylizaniu przez Gyzę ważony przez Inke. Igar zapisuje wszystkie notatki i obwiązuje Sasa niebeską wstążeczką. Pięć minut przerwy. Gyza znów prze. I już po trzech minutach wychodzi kolejne szczenię. Jedna z suczek. Chwilowo nie dostaje imienia, lecz jest jedną z kandydatek do imienia Dżakarta. Czterdzieścipięć minut później na świat przychodzą szczeniaki z imieniem Rex, Rendon, Dogia i Kab. Cała procedura ważenia, liżenia, zapisywania i obwiązywania wstążeczkami rozpoczyna się z powrotem. Według zdjęcia RTG powinny wyjść jeszcze dwa psiaki. I tak się dzieje. Po piętnastu mintach przerwy Gyza znów zaczyna przeć. Bajnok zmęczony tak długim staniem i przyglądaniem się całej "awanturze" w połowie jego wyznaczonego snu, poszedł z powrotem spać. Inka i Igar również zmęczeni, podczas przerwy wypili kawę. I znów rozpoczyna się precedens... Jednak niestety po ośmiu minutach... Kolejne szczenię, urodziło się martwe. Gyza jakby mogąc przywrócić życie lizaniem martwemu od dwóch tygodni przed porodem szczeniakowi, lizała go i lizała. Biedak został później nazwany Ramzesem. Ale wszyscy byli czujni, bo po dziesięciu minutch rodzi się kolejny szczeniak. Niestety też martwy... Nie, jednak Inka usłyszała cichutkie bicie małego serduszka. Szyko rozpoczęła się akcja reanimacyjna ostatniego psiaka. I tak po dwóch minutach stan małego Balatona był stabilny. O godzinie 5.50 zakończył się proces porodu. Dumni Inka i Igar zadzwonili do kolegów z pracy, aby ci powiadomili ich szefa o ich dzisiejszej nieobecności w pracy. I tak o godzinie 6.00 cała rodzina powiększona o siedmiu nowych domowników zasnęła zmęczona po akcji porodowej...

 

                                               

                                                              Kora Pies

                                                           Przygody Czaki: 

                                                                 przygodyczaki.blogspot.com

                                 http://klub.pies.pl/blogs/posts/korcia24/category/Przygody-Czaki