piątek, 23 sierpnia 2013

Szóstka na karku, spotkania oraz telefony

  Psiaki już za dwa dni miały ukończyk szósty tydzień życia. Socjalizacja szczeniąt trwała w najlepsze. Codziennie spotykały innych ludzi, inne odgłosy oraz ogólnie wszystko, co inne niż dotychczas. Cała siódemka imała się dobrze i raczej socjalizacji nie brały na poważnie. Cały czas wszyscy się ganiali i tylko bawili.

     Za kilka dni pieski miały dostać swoją pierwszą w życiu szczepionkę, czym była bardzo zmartwiona Inke, gdyżpoprzedni miot bardzoźle ją zniósł. Trzy poprzednie pieski wymiotowały, jeden miał biegunkę, a wszystkie były bardzo osowiałe.

     Jedna wdzień, wktórym psiakiukończył sześć tygodni do ich domu zawitali przyjaciele Inke i Igara - Cobor i Patonka Nagy - małżeństwo, które wspólnie prowadziło hodowlęowczarków niemieckich. Siedem tygodni temu narodził sie im nowy miot. Urodziły sie dwa śliczne, rodowodowe szczeniaczki - sunia Palermo oraz psiak Guccio. Cobor i Patonka zabrali ze sobą szczenięta oraz dwa duże owczarki długowłose - matkę miotu Dynasztie oraz ojca Adlera. Wszystkie cztery pieski były bardzo przyjaźnie nastawione do małych mudików. Mudi oraz ONki bawiły sie razem w najlepsze, aż do czasu gdy do Cobora zadzwonił telefon. Numer był nieznany... Odebrał telefon. Gdy skończył rozmowę widać było wyraźnie, że jest zdenerwowany. Zawołał tylko w biegu do Patonki, że muszą się zbierać. Zabrali Tylko piesk, a Patonka podziękowała za poczęstunek i przeprosiła Inke i Igara, choć sama nie wiedziała dlaczego wracają do domu. Odjechali...



**********



Nazajutrz do Inke zadzwoniła Patonka na codzienny, poranny "plotting". Tematów nie była za dużo, ponieważ o wszystkim rozmawiały dzień wcześniej. Jednak od razu przeszła do sprawy - wczoraj tak nagle wyszli, ponieważ do Cobora zadzwonił pewnien fotograf...

     Fotograf ten pochodził z Polski itam też mieszkał. Jego zamiłowaniem były oprócz fotografii psy. Dostał do spełnienia projekt pt.:"Puppy to Sleep!". Projekt polegał na wykonaniu psiakom zdjęć. Niby tylko zdjęcia... Ale na nich miały być szczenięta różnych ras. Na jednym zdjęciu 2-3 szczeniąt. Dodatkowo nie były to zdjęcia takie zwyczajne, bo miały być one wydrukowane... na mini poduszeczkach. Co prawda nawet noworodek miałby za małą głowę, aby się na nich położyć, ale miały być one dla amatorów psów. Z tyłu miały być wczepione magnesy, aby można je było w dowolnym miejscu przyczepić. Do sfotografowania miał następujące rasy: labrador retriever, bloodhound, shar pei, chow-chow, mops, buldog angielski oraz owczarek niemiecki. Labradory, mopsy, buldogi i shar peie miał już gotowe. Cały czas nie mógł znaleźć chętnych hodowców do owczarków niemieckich, mimo tego, że jest cała masa hodowli tej właśnie znanej rasy. W internecie trafił na zdjęcie dwóch pięknych długowłosych ONów z podpisem o planowanym kryciu. Wybrał numer telefonu i zadzwonił. Jednak Cobor był zdenerwowany faktem, że z psiakami trzeba było jechać aż do Poznania... Jutro jechać...

Tak więc Patonka jedną ręką trzymała telefon, drugą się pakowała. Denerwowali się jazdą pod presją czasu, więc w pewnym sensie po co jechać? A dlatego, że za zdjęcie, które wyjdzie na poduszki właściciel psiaków dostanie 709 572 furintów! (10 000 zł) Tyle pieniędzy bardzo by im się przydało...
Mimo, że projekt miał być realizowany w Węgrzech ras węgierskich nie chcieli. Ale mniejsza z tym. Patonka dzwoniła głównie w innym celu...
- Inke... Jedziecie z nami? Karol już od dawna nas zapraszał do siebie... Jego suka właśnie ma cieczkę i tym bardziej by mu zależało, aby Adler pokrył Hossę. No i kazał, że macie również przyjechać z nami.
- Tak, to racja. Karol stale nas dręczy, żebyśmy przyjechali do nich. Ale mamy maluchy... Co z nimi zrobimy?
- Zabierzcie je ze sobą! - od razu stwierdziła Patonka
- Jak? Siedem dorastających szczeniąt i dwa dorosłe? Karol chyba by dostał na głowę! - stwierdziła Inke
- Nie wiem... Rób jak chcesz... Ja tylko mówię, że Karol kazał wam powiedzieć, że macie przyjechać, bo chce zobaczyć wasze szczeniaki i wziąć jednego z nich...
- Chce wziąć jednego mudika?! - zaaferowana i chętna już do wyjazdu Inke mówiła dalej - No bo wiesz... Cały czas nie mam jeszcze zarezerwowania na jednego psiaka... Czekaj! Muszę kończyć, bo Igar właśnie się szykuje do pracy, więc muszę z nim pogadać! Pa!
- Zaczekaj! Bo chciałam ci powiedzieć, że!
- Później! Pa! - zakończyła rozmowę Inke

Inke szybko przebiegła przez korytarz w kuchni zrobiła ostry zwrot przez filar, o który prawie by się zabiła i zawołała do myjącego zęby Igara
- Słuchaj! Karol dzwonił do Patonki i kazła, że mamy przyjechać, bo...
- Ja nigdzie nie jadę!
- Ale czemu! Dziś jest czwartek, spakowałabym nas i jeszcze dxiś wieczorem wyjechalibyśmy w drogę... No i w niedzielę ranem byśmy wyjechali.
- A co?! Po 5 godzinach snu jak gdyby nigdy nic pójdę w poniedziałek do pracy?
- No myślałam, że wziąłbyś w ponieziałek dzień wolny... - mówiła uroczym głosem Inke
- Ale po co niby mamy tam jechać! - wkurzył się porządnie Igar
- BO ON CHCE JEDNEGO NASZEGO SZCZENIAKA!!! - wydarła się Inke
- A to zmienia postać rzeczy... Nie wiem... Muszę już iść. Pomyślę i zadzwonię! - rzucił przez próg Igar
- Tylko musiałabym mu chyba powiedzieć, że przyjedziemy... -mamrotała pod nosem Inke zdenerwowana na siedziącego już w aucie Igara

Jednak temat zszedł trochę na inny tor. W czsaie rozmowy na temat wyjazdu Balaton postanowił odwiedzić sąsiadów. Reszta szczeniąt bawiła się razem w rozłożonym tunelu do agility. Balatona cały czas interesował shiba mieszkający za płotem, więc wreście zdecydował się odwiedzić Hokkiego.
Hokki był dwuletnim shibą. Kochał wszelkiego rodzaju zabawy w tym i zabawy ze szczeniakami (przynajmniej z poprzedniego miotu) Vanków. Cały czas kręcił się okło płotu, ponieważ widział, że na ogrodzie pojawiły się nowe niezidentyfikowane obiekty... Tego dnia, jednak jechał do weterynarza, więc w czasie, gdy mały chciał go odwiedzić Hokki siedział w samochodzie.
Balaton miał plan... Podszedł cichaczem do rosnączych gęsto i obficie żywopłotów z patykiem w pyszczku. Gdy nikt go nie widział wszedł w gąszcz zieleniny i tam niestety musiał zostawić swoją zdobycz". Następnie, gdy po dwóch minutach udało mu się przedostać przez żywopłoty podszedł do murka, w który wczepiona była siatka. Psiak bezproblemowo przedostał się przez dość duże - jak na takiego malucha - dziuki w siatce. Jednak niestety w miejscu, w którym Balaton przechodził odstawał kawałek siatki, dość odtro zakończony. Szczeniaka przeszył ostry ból. Zobaczył czerwone krople krwi na swoim całym czerwonym i nie takim jak zwykle brzuchu. Psiak zwinął się w kłębek i cicho popiskiwał.

Inke zrobiła sobie kawę i usiadła na kocyku psiaków rozłożonym na trawie. Wszystkie pieski podbiegły do Inke licząc na to, że jak pani przyszła i tu siada, to coś dostaną. Inke przytuliła Czaki, która natychmiast wtuliła się w jej brzuch. Niestety cała gromadka również postanowiła obdarzyć uczuciami swoją panią. Inke musiała odstawić kawę, którą natychmiast dorwał Rex, tylko czychający na to. Niestety psiak wylał ją i przy okzji oparzył się w łapę gorącym napojem. Inke obejrzała oparzoną kończynę i postawiła przed sobą wszystki psiaki. To znaczy, nie wszystkie... Pomimo ciągłego liczenia za każdym razem brakowało jej jednego pieska... Brakował jej Balatona... Szybko zabrała kocyk i pobiegła do sypialni. Wszystkie pieski biegły zaraz za nim. Po ponownym przeliczeniu w pokoju Balatona nadal nie było. Zamknęła psiaki w sypialni, aby czasem nie zgubić innego szczeniaka. Wybiegła z pokoju i zaczęła szukać psiaka najpierw po domu. Gdy po dwukrotnym dogłębnym przeszukaniu domu pies nadal się nie znalazł. Przebiegła cały ogród i tu zguby nie znalazła. Zaczęto poszukiwania w kszaczorach. Po wstępnym przeglądzie małęgo w nich nie było. Musiała się poświęcić, dla małego! Ale nie w tej bluzce i spodniach! Przebrała się szybko w rybaczki w kolorze moro. Były one już stare i sprane, więc nie było jej ich żal. Za to problem był z górą... W końcu zdecydowała się na bluzkę z krótkim rękawkiem w kolorze wojskowym. Ubrana jak na wojną położyła się na ziemi w miejscu, gdzie rozpoczynał się żywopłot. Przy następnym miocie chyba go usunie... Czołgała się i zaglądała w każde możliwe miejsce. Wreście po piętnastu minutach mniej więcej w połowie żywopłotu zobaczyła leżącą na murku czerwoną kulkę... Szybka zgarnęła Balayona wyjmując mu z brzuszka ducik i wydostała się na otwartą przestrzeń. Szybciutkow pobiegła ddo domu i położyła małego na ręczniku. Zadzwoniła do sąsiadki, aby przyszła opiekować mudikami, a sama wsiadła do samochodu i na pełnym gazie ruszyła do weterynarza. Gdy wparowała całego budynku biegła co sił na oddział nagłych wypadków.

Była do potężna klinika, którą bez wahania można było nazwać szpitalem. Wzdłuż ściany stały poustawiane krzesła, a na nich siedzieli ludzie ze swoimi pupilami czekając na wejście do gabinetów. Na jednym z nich siedział sąsiad Vanke'ów wraz z shibą Hokkim. Gdy podbiegła do rejestracji od razu otworzyły się przed nią drzwi prowadzące do gabinetu...

1 komentarz: