poniedziałek, 10 lutego 2014

Czy warte jest cierpienie?

- Z psem nie jest dobrze... - usłyszała od weterynarza Inke. - Nie wiem, czy jest jeszcze sens go ratować. Ma dopiero sześć tygodni, co poważnie przeszkadza w prowadzeniu dalszego leczenia. On cierpi. Jest tylko jeden wybór... Proszę tylko powiedzieć i mu ulżymy.
   Inke spekulowała to cały czas ze swoją jaźnią. Miałaby uśpić Balatona? To prawda - pies ma dopiero niecałe 6 tygodni. Ale to nie zmienia faktu, że to jej pies!
   Inke zadzwoniła do Igara. Rozmawiała z nim o tym, co zrobić. 
- Słuchaj.Idź porozmawiaj jeszcze z lekarzem. Zawsze jest jakaś szansa. Pamiętam swojego pierwszego psa. Był cudownym pulim. Wabił się Guccio. Okazało się, że Gu zachorował na chłonniaka. Weterynarze i rodzice mówili mi, że z tym psem jest koniec. Że nie warto go męczyć, że on i tak niedługo umrze. Rodzice powiedzieli mi, że mam sam decydować. Myślałem - a jeżeli można go jeszcze uratować? Jeżeli jest jeszcze dla niego coś, co można zrobić? Ale z drugiej strony nie chciałem, żeby cierpiał, a weterynarze mówili mi, że strasznie go to boli, że widać, że jestem dzieckiem, bo skoro ja tak długo trzymam go jeszcze przy życiu, to jestem bardzo nieodpowiedzialny. Byłem zrozpaczony i w końcu kazałem, żeby go uśpili. Żałowałem tego do końca życia. Potem dużo czytałem i szukałem informacji na temat chłonniaków.  Okazało się, że Guccio wcale nie był umierający. Z chłonniakiem pies może żyć nawet do 5 lat! Więc idź do weterynarza i dowiedz się WSZYSTKIEGO na temat tego, co mu jest. Ja bym tak od razu z niego nie rezygnował.
   Jak jej poradził, tak zrobiła. Poszła do weterynarza. Ten akurat robił "obchód" wśród zwierząt, które leżały chore.
- Przepraszam! - Zawołała. - Chciałam zapytać o mojego mudiego - Balatona. Chciałam zapytać co tak na prawdę mu jest.
- Proszę pani. Mówiłem już i powtarzam to, co powiedziałem wcześniej - pies niepotrzebnie cierpi. Proszę iść za mną. Mogę go pani pokazać. Nie widzę już dla niego żadnej przyszłości.
   Inke podążyła za weterynarzem. Szli białym korytarzem, który wydawał jej się nie mieć końca. Po lewej i po prawej stronie były drzwi prowadzące do różnych miejsc. Za tymi drzwiami leżały chore zwierzęta w klatkach, które dochodziły już do siebie. Leżały tam również zwierzęta wybudzające się po sterylizacji i kastracji. Za jednymi drzwiami leżały również martwe zwierzęta. Te, które czekały na kremację. Doszli do końca korytarza i skręcili w lewo, gdzie były drzwi z zielonym paskiem pośrodku. Weterynarz otworzył drzwi. To co tam zobaczyła Inke było bardzo szokujące.
   Na stole operacyjnym leżał Balaton. Miał cały zakrwawiony brzuszek, a wokół niego stały trzy osoby, które cały czas patrzyły, czy równo oddycha, czy bandaże znów nie nasiąkły całe krwią. Leżał taki bezbronny. Nie miał na nic siły. Ledwo się urodził, a już musi umierać...
   Zauważył i rozpoznał Inke. Zamerdał ogonkiem, na ile dał radę. Patrzyła na niego takiego... Cierpiącego... Widać było ból w jego malutkich, brązowych oczkach... Wyciągną jęzorek, jakby chciał ją polizać... Inke ukucnęła koło niego i głaskała go po jego malutkiej główce, a on zamknął oczka...
- Co mu tak na prawdę jest? - Zapytała.
- Pies ma rozerwany żołądek na 2 cm. W jego brzuszku wciąż tkwi kawałeczek drutu, który możemy usunąć jedynie lataroskopowo.
- Ale jak jest na prawdę? Czy będzie żyć? Czy są w ogóle jakieś szanse na to, żeby przeżył?
- Szanse są, ale bardzo marne.
- Czy warte jest cierpienie? Koszty nie grają roli.
- Proszę pani - mówiłem już - szanse na przeżycie psa są bliskie zeru! A jeżeli będzie pani dłużej zwlekać z uśpieniem psa zadzwonię do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i pozwę panią o znęcanie się nad zwiewrzęciem.
- Ale czy ja mu coś zrobiłam? Czy ja się nad nim znęcam? Ja po prostu chcę go ratować!
- Z prawnego punktu widzenia - tak, znęca się pani nad nim. Znęca się pani nad nim nie pozwalając mu w spokoju umrzeć!
- Proszę pana! To MÓJ pies! Jeżeli zechcę - mogę go zabrać i przewieźć do innej kliniki i tam mu pomogą, a jak pan już straszy sądem - chciałam przypomnieć, że mogę pana pozwać o nieudzielenie psu pomocy. A wie pan czym to grozi? To, o co pan mnie chce "pozwać" to nic w porównaniu do tego, co może się panu stać, jeżeli to ja pasa pozwę!
   Widać weterynarz zaczął myśleć. Zastanawiał się przez chwilę, aż powiedział:
- Dobrze, podejmę się dalszego leczenia go. Ale pod jednym warunkiem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz