Psiaki już za dwa dni miały ukończyk szósty tydzień życia.
Socjalizacja szczeniąt trwała w najlepsze. Codziennie spotykały innych
ludzi, inne odgłosy oraz ogólnie wszystko, co inne niż dotychczas. Cała
siódemka imała się dobrze i raczej socjalizacji nie brały na poważnie.
Cały czas wszyscy się ganiali i tylko bawili.
Za kilka dni pieski miały dostać swoją pierwszą w życiu
szczepionkę, czym była bardzo zmartwiona Inke, gdyżpoprzedni miot
bardzoźle ją zniósł. Trzy poprzednie pieski wymiotowały, jeden miał
biegunkę, a wszystkie były bardzo osowiałe.
Jedna wdzień, wktórym psiakiukończył sześć tygodni do ich domu
zawitali przyjaciele Inke i Igara - Cobor i Patonka Nagy - małżeństwo,
które wspólnie prowadziło hodowlęowczarków niemieckich. Siedem tygodni
temu narodził sie im nowy miot. Urodziły sie dwa śliczne, rodowodowe
szczeniaczki - sunia Palermo oraz psiak Guccio. Cobor i Patonka zabrali
ze sobą szczenięta oraz dwa duże owczarki długowłose - matkę miotu
Dynasztie oraz ojca Adlera. Wszystkie cztery pieski były bardzo
przyjaźnie nastawione do małych mudików. Mudi oraz ONki bawiły sie razem
w najlepsze, aż do czasu gdy do Cobora zadzwonił telefon. Numer był
nieznany... Odebrał telefon. Gdy skończył rozmowę widać było wyraźnie,
że jest zdenerwowany. Zawołał tylko w biegu do Patonki, że muszą się
zbierać. Zabrali Tylko piesk, a Patonka podziękowała za poczęstunek i
przeprosiła Inke i Igara, choć sama nie wiedziała dlaczego wracają do
domu. Odjechali...
**********
Nazajutrz do Inke zadzwoniła Patonka na codzienny, poranny
"plotting". Tematów nie była za dużo, ponieważ o wszystkim rozmawiały
dzień wcześniej. Jednak od razu przeszła do sprawy - wczoraj tak nagle
wyszli, ponieważ do Cobora zadzwonił pewnien fotograf...
Fotograf ten pochodził z Polski itam też mieszkał. Jego
zamiłowaniem były oprócz fotografii psy. Dostał do spełnienia projekt
pt.:"Puppy to Sleep!". Projekt polegał na wykonaniu psiakom zdjęć. Niby
tylko zdjęcia... Ale na nich miały być szczenięta różnych ras. Na jednym
zdjęciu 2-3 szczeniąt. Dodatkowo nie były to zdjęcia takie zwyczajne,
bo miały być one wydrukowane... na mini poduszeczkach. Co prawda nawet
noworodek miałby za małą głowę, aby się na nich położyć, ale miały być
one dla amatorów psów. Z tyłu miały być wczepione magnesy, aby można je
było w dowolnym miejscu przyczepić. Do sfotografowania miał następujące
rasy: labrador retriever, bloodhound, shar pei, chow-chow, mops, buldog
angielski oraz owczarek niemiecki. Labradory, mopsy, buldogi i shar peie
miał już gotowe. Cały czas nie mógł znaleźć chętnych hodowców do
owczarków niemieckich, mimo tego, że jest cała masa hodowli tej właśnie
znanej rasy. W internecie trafił na zdjęcie dwóch pięknych długowłosych
ONów z podpisem o planowanym kryciu. Wybrał numer telefonu i zadzwonił.
Jednak Cobor był zdenerwowany faktem, że z psiakami trzeba było jechać
aż do Poznania... Jutro jechać...
Tak więc Patonka jedną ręką trzymała telefon, drugą się pakowała.
Denerwowali się jazdą pod presją czasu, więc w pewnym sensie po co
jechać? A dlatego, że za zdjęcie, które wyjdzie na poduszki właściciel
psiaków dostanie 709 572 furintów! (10 000 zł) Tyle pieniędzy bardzo by
im się przydało...
Mimo, że projekt miał być realizowany w Węgrzech
ras węgierskich nie chcieli. Ale mniejsza z tym. Patonka dzwoniła
głównie w innym celu...
- Inke... Jedziecie z nami? Karol już od
dawna nas zapraszał do siebie... Jego suka właśnie ma cieczkę i tym
bardziej by mu zależało, aby Adler pokrył Hossę. No i kazał, że macie
również przyjechać z nami.
- Tak, to racja. Karol stale nas dręczy, żebyśmy przyjechali do nich. Ale mamy maluchy... Co z nimi zrobimy?
- Zabierzcie je ze sobą! - od razu stwierdziła Patonka
- Jak? Siedem dorastających szczeniąt i dwa dorosłe? Karol chyba by dostał na głowę! - stwierdziła Inke
-
Nie wiem... Rób jak chcesz... Ja tylko mówię, że Karol kazał wam
powiedzieć, że macie przyjechać, bo chce zobaczyć wasze szczeniaki i
wziąć jednego z nich...
- Chce wziąć jednego mudika?! - zaaferowana i
chętna już do wyjazdu Inke mówiła dalej - No bo wiesz... Cały czas nie
mam jeszcze zarezerwowania na jednego psiaka... Czekaj! Muszę kończyć,
bo Igar właśnie się szykuje do pracy, więc muszę z nim pogadać! Pa!
- Zaczekaj! Bo chciałam ci powiedzieć, że!
- Później! Pa! - zakończyła rozmowę Inke
Inke szybko przebiegła przez korytarz w kuchni zrobiła ostry zwrot
przez filar, o który prawie by się zabiła i zawołała do myjącego zęby
Igara
- Słuchaj! Karol dzwonił do Patonki i kazła, że mamy przyjechać, bo...
- Ja nigdzie nie jadę!
-
Ale czemu! Dziś jest czwartek, spakowałabym nas i jeszcze dxiś
wieczorem wyjechalibyśmy w drogę... No i w niedzielę ranem byśmy
wyjechali.
- A co?! Po 5 godzinach snu jak gdyby nigdy nic pójdę w poniedziałek do pracy?
- No myślałam, że wziąłbyś w ponieziałek dzień wolny... - mówiła uroczym głosem Inke
- Ale po co niby mamy tam jechać! - wkurzył się porządnie Igar
- BO ON CHCE JEDNEGO NASZEGO SZCZENIAKA!!! - wydarła się Inke
- A to zmienia postać rzeczy... Nie wiem... Muszę już iść. Pomyślę i zadzwonię! - rzucił przez próg Igar
-
Tylko musiałabym mu chyba powiedzieć, że przyjedziemy... -mamrotała pod
nosem Inke zdenerwowana na siedziącego już w aucie Igara
Jednak temat zszedł trochę na inny tor. W czsaie rozmowy na temat
wyjazdu Balaton postanowił odwiedzić sąsiadów. Reszta szczeniąt bawiła
się razem w rozłożonym tunelu do agility. Balatona cały czas interesował
shiba mieszkający za płotem, więc wreście zdecydował się odwiedzić
Hokkiego.
Hokki był dwuletnim shibą. Kochał wszelkiego rodzaju
zabawy w tym i zabawy ze szczeniakami (przynajmniej z poprzedniego
miotu) Vanków. Cały czas kręcił się okło płotu, ponieważ widział, że na
ogrodzie pojawiły się nowe niezidentyfikowane obiekty... Tego dnia,
jednak jechał do weterynarza, więc w czasie, gdy mały chciał go
odwiedzić Hokki siedział w samochodzie.
Balaton miał plan...
Podszedł cichaczem do rosnączych gęsto i obficie żywopłotów z patykiem w pyszczku. Gdy nikt go
nie widział wszedł w gąszcz zieleniny i tam niestety musiał zostawić swoją zdobycz". Następnie, gdy po dwóch minutach
udało mu się przedostać przez żywopłoty podszedł do murka, w który
wczepiona była siatka. Psiak bezproblemowo przedostał się przez dość
duże - jak na takiego malucha - dziuki w siatce. Jednak niestety w
miejscu, w którym Balaton przechodził odstawał kawałek siatki, dość
odtro zakończony. Szczeniaka przeszył ostry ból. Zobaczył czerwone
krople krwi na swoim całym czerwonym i nie takim jak zwykle brzuchu.
Psiak zwinął się w kłębek i cicho popiskiwał.
Inke zrobiła sobie kawę i usiadła na kocyku psiaków rozłożonym na
trawie. Wszystkie pieski podbiegły do Inke licząc na to, że jak pani
przyszła i tu siada, to coś dostaną. Inke przytuliła Czaki, która
natychmiast wtuliła się w jej brzuch. Niestety cała gromadka również
postanowiła obdarzyć uczuciami swoją panią. Inke musiała odstawić kawę,
którą natychmiast dorwał Rex, tylko czychający na to. Niestety psiak
wylał ją i przy okzji oparzył się w łapę gorącym napojem. Inke obejrzała
oparzoną kończynę i postawiła przed sobą wszystki psiaki. To znaczy,
nie wszystkie... Pomimo ciągłego liczenia za każdym razem brakowało jej
jednego pieska... Brakował jej Balatona... Szybko zabrała kocyk i
pobiegła do sypialni. Wszystkie pieski biegły zaraz za nim. Po ponownym
przeliczeniu w pokoju Balatona nadal nie było. Zamknęła psiaki w
sypialni, aby czasem nie zgubić innego szczeniaka. Wybiegła z pokoju i
zaczęła szukać psiaka najpierw po domu. Gdy po dwukrotnym dogłębnym
przeszukaniu domu pies nadal się nie znalazł. Przebiegła cały ogród i tu
zguby nie znalazła. Zaczęto poszukiwania w kszaczorach. Po wstępnym
przeglądzie małęgo w nich nie było. Musiała się poświęcić, dla małego!
Ale nie w tej bluzce i spodniach! Przebrała się szybko w rybaczki w
kolorze moro. Były one już stare i sprane, więc nie było jej ich żal. Za
to problem był z górą... W końcu zdecydowała się na bluzkę z krótkim
rękawkiem w kolorze wojskowym. Ubrana jak na wojną położyła się na ziemi
w miejscu, gdzie rozpoczynał się żywopłot. Przy następnym miocie chyba
go usunie... Czołgała się i zaglądała w każde możliwe miejsce. Wreście
po piętnastu minutach mniej więcej w połowie żywopłotu zobaczyła leżącą
na murku czerwoną kulkę... Szybka zgarnęła Balayona wyjmując mu z
brzuszka ducik i wydostała się na otwartą przestrzeń. Szybciutkow
pobiegła ddo domu i położyła małego na ręczniku. Zadzwoniła do sąsiadki,
aby przyszła opiekować mudikami, a sama wsiadła do samochodu i na
pełnym gazie ruszyła do weterynarza. Gdy wparowała całego budynku biegła
co sił na oddział nagłych wypadków.
Była do potężna klinika, którą bez wahania można było nazwać
szpitalem. Wzdłuż ściany stały poustawiane krzesła, a na nich siedzieli
ludzie ze swoimi pupilami czekając na wejście do gabinetów. Na jednym z
nich siedział sąsiad Vanke'ów wraz z shibą Hokkim. Gdy podbiegła do
rejestracji od razu otworzyły się przed nią drzwi prowadzące do
gabinetu...
piątek, 23 sierpnia 2013
sobota, 10 sierpnia 2013
Wizyta rendörség
Czaki
była bardzo szczęśliwym szczenięciem. Była bardzo pojętna, z czego
cieszyli się jej właściciele. Gyza i Bajnok - rodzice nowego miotu
również byli przeszczęśliwi, choć Bajnok starał się trochę unikać młodej
matki i jej gromadki. Inke i Igar wystawili mini tor agility dla
szczeniąt, aby się przyzwyczajały, gdyby ich przyśli właściciele
chciaeli uprawiać z mudikami ten sport.
Pewnego dnia do właścicieli mudików przyjechała policja. Jednak nie cały ztab policyjny, tylko dwie osoby. Policjanci zapukali do domu, a Igar nieśmiało podszedł do drzwi i cały zalany potem zaczął myśleć "co ja lub Inke niby zrobiliśmy, że tu przyjechali?! Śledztwa raczej nie prowadzą, bo jeśli tak, to raczej pukaliby od domu do domu.". Policjanci znów zapukali, tym razem mocniej. Inke jak gdyby nigdy nic poszła baraszkować na dwór ze szczeniętami.
Gdy tylko drzwi się otworzyły Igar zobaczył dwóch barczystych policjantów, ubrnych w mundury. Jeden z nich, wyższy i starszy był łysawy i miał na nosie założone "Potterowskie" okulary. Drugi, trochę chudszy od "Pottera", niższy o jakieś 5 cm i w przeciwieństwie do swojego kolegi miał na głowie "busz".
"Potter" odezwał się jako pierwsz:
- Witam! Nazywam się Vajk Mészáros, a to mój kolega, Tibor Simon. Jesteśmy z policji, ja z wydziału zabójstw, a kolega od narkotyków. - powiedział "Potter", który okazał się mieć zupełnie inne nazwisko.
- Mówię z góry, że do niczego się nie przyznaje! Ja nic nie zrobiłem! - szybko wykrzyczał Igar.
- Tibor, to napewno tu jest ta hodowla mudi? - spytał "Potter" swojego kolegę.
- Napewno tu! Przecież kazali nam jechać do Halmaj* na ulicę Kossuth út 24. A przecież dokładnie patrzyłam na ulicę i numer domu. Wszystko się zgadza!
Już na pierwszy rzut oka było widać, że "Tibor od narkotyków" był bardzo wygadany i nie mógł się streścić w dwóch słowach. Zawsze mówił wszystko ze szczegółami. Denerwowało to bliskich mu ludzi, jednak w pracy policjanta bardzo mu się to przydawało.
- To jak? Czy pan to Igar Vanke? - spytał zdenerwowany już całą sytuacją "Potter".
- Ttttak! To ja. - odpowiedział Igar.
- No to co pan mówi, że się pan do niczego nie przyznaje?
- Przepraszam bardzo! Myślałem, że panowie, żeby mnie aresztować, że niby coś zrobiłem.
- Ale jeśli pan coś zrobił to proszę bardzo się przyznać. - zaśmiał się starszy z policjantów.
- Nie, nie nie mam nic na sumieniu. Tak więc jeśli mogę spytać: co panów tu sprowadza?
Tym razem odezwał się gaduła.
- My przyjechaliśmy tutaj aż z Budapesztu. Zapewne słyszał pan o psich policjantach. Wysłał nas komendant główny policji na Węgrzech. Tak więc pan komendant zauważył, że nie mamy za dużo takich czworonożnych bohaterów, a wiele osób zawdzięcza życie i zdrowie psom. Pan komendant chce wypróbować psy różnych ras jako stróży. Wybró padł na bloodhoundy, belgijskie malinosy, rottweilery, alaskan malamuty, dobermany i... dumę Węgier: mudi. I my właśnie w tej sprawie: słyszeliśmy, że w waszej hodowli urodziły się szczenięta. Wasza hodowla jest bardzo poważana, choć to dopiero wasz drogi miot. Czy maci jakieś jeszcze niezarezerwowane szczenięta? - skończył wreście wygadaniec.
- Tak, oczywiście! Proszę za mną do środka! - zawołał policjantów Igar.
- Inke, Inke! Przyjechali panowie z Budapesztu w celu zabrania jednej z naszych pociech jako "psiego policjanta".
- To wspaniale! - zawołała Inke - Witam panów bardzo! Nazywam się Inke Vanke, jestem żoną Igara. Razem prowadzimy hodowlę mudi.
Młode małżeństwo i policjanci najpierw porozmawiali o tym, jakie cechy powinien wykazywać "psi policjant", później porozmawiali ogólnie na temat psów, a po wszystkim, nastał czas aby wybrać tego jednego szlachetnego psa, który ma służyć dobru tego kraju.
Wysłuchawszy jeszcze raz wszystkich potrzebnych cech Inke i Igar wytypowali trójkę kandydatów. Byli to Rex, Balaton i ... Czaki! Nie, Czaki nie można oddać! Zbytnio się do niej przywiązali! W końcu wysłuchując wszystkie za i przeciw policjanci wybrali Rexa.
Małżeństwo opowiedziało policjantom, czego żądają, aby Rex był szczęśliwy. Były to tylko takie zwykłe, podstawowe rzeczy, nie jakieś super luksusy. Na sam koniec wizyty Inke i Igar poinformowali policjantów, że Rexa odebrać będą mogli za cztery tygodnie, ponieważ pieski wczoraj ukończyły czwarty tydzień życia. Policjanci pożegnali się z hodowcami i odjechali do Budapesztu informując Inke i Igara o stałym kontakcie na temat stanu Rexa.
I tak zwykły-niezwykły miot mudi "pozbył" się już jednego ze swoich braci...
Pewnego dnia do właścicieli mudików przyjechała policja. Jednak nie cały ztab policyjny, tylko dwie osoby. Policjanci zapukali do domu, a Igar nieśmiało podszedł do drzwi i cały zalany potem zaczął myśleć "co ja lub Inke niby zrobiliśmy, że tu przyjechali?! Śledztwa raczej nie prowadzą, bo jeśli tak, to raczej pukaliby od domu do domu.". Policjanci znów zapukali, tym razem mocniej. Inke jak gdyby nigdy nic poszła baraszkować na dwór ze szczeniętami.
Gdy tylko drzwi się otworzyły Igar zobaczył dwóch barczystych policjantów, ubrnych w mundury. Jeden z nich, wyższy i starszy był łysawy i miał na nosie założone "Potterowskie" okulary. Drugi, trochę chudszy od "Pottera", niższy o jakieś 5 cm i w przeciwieństwie do swojego kolegi miał na głowie "busz".
"Potter" odezwał się jako pierwsz:
- Witam! Nazywam się Vajk Mészáros, a to mój kolega, Tibor Simon. Jesteśmy z policji, ja z wydziału zabójstw, a kolega od narkotyków. - powiedział "Potter", który okazał się mieć zupełnie inne nazwisko.
- Mówię z góry, że do niczego się nie przyznaje! Ja nic nie zrobiłem! - szybko wykrzyczał Igar.
- Tibor, to napewno tu jest ta hodowla mudi? - spytał "Potter" swojego kolegę.
- Napewno tu! Przecież kazali nam jechać do Halmaj* na ulicę Kossuth út 24. A przecież dokładnie patrzyłam na ulicę i numer domu. Wszystko się zgadza!
Już na pierwszy rzut oka było widać, że "Tibor od narkotyków" był bardzo wygadany i nie mógł się streścić w dwóch słowach. Zawsze mówił wszystko ze szczegółami. Denerwowało to bliskich mu ludzi, jednak w pracy policjanta bardzo mu się to przydawało.
- To jak? Czy pan to Igar Vanke? - spytał zdenerwowany już całą sytuacją "Potter".
- Ttttak! To ja. - odpowiedział Igar.
- No to co pan mówi, że się pan do niczego nie przyznaje?
- Przepraszam bardzo! Myślałem, że panowie, żeby mnie aresztować, że niby coś zrobiłem.
- Ale jeśli pan coś zrobił to proszę bardzo się przyznać. - zaśmiał się starszy z policjantów.
- Nie, nie nie mam nic na sumieniu. Tak więc jeśli mogę spytać: co panów tu sprowadza?
Tym razem odezwał się gaduła.
- My przyjechaliśmy tutaj aż z Budapesztu. Zapewne słyszał pan o psich policjantach. Wysłał nas komendant główny policji na Węgrzech. Tak więc pan komendant zauważył, że nie mamy za dużo takich czworonożnych bohaterów, a wiele osób zawdzięcza życie i zdrowie psom. Pan komendant chce wypróbować psy różnych ras jako stróży. Wybró padł na bloodhoundy, belgijskie malinosy, rottweilery, alaskan malamuty, dobermany i... dumę Węgier: mudi. I my właśnie w tej sprawie: słyszeliśmy, że w waszej hodowli urodziły się szczenięta. Wasza hodowla jest bardzo poważana, choć to dopiero wasz drogi miot. Czy maci jakieś jeszcze niezarezerwowane szczenięta? - skończył wreście wygadaniec.
- Tak, oczywiście! Proszę za mną do środka! - zawołał policjantów Igar.
- Inke, Inke! Przyjechali panowie z Budapesztu w celu zabrania jednej z naszych pociech jako "psiego policjanta".
- To wspaniale! - zawołała Inke - Witam panów bardzo! Nazywam się Inke Vanke, jestem żoną Igara. Razem prowadzimy hodowlę mudi.
Młode małżeństwo i policjanci najpierw porozmawiali o tym, jakie cechy powinien wykazywać "psi policjant", później porozmawiali ogólnie na temat psów, a po wszystkim, nastał czas aby wybrać tego jednego szlachetnego psa, który ma służyć dobru tego kraju.
Wysłuchawszy jeszcze raz wszystkich potrzebnych cech Inke i Igar wytypowali trójkę kandydatów. Byli to Rex, Balaton i ... Czaki! Nie, Czaki nie można oddać! Zbytnio się do niej przywiązali! W końcu wysłuchując wszystkie za i przeciw policjanci wybrali Rexa.
Małżeństwo opowiedziało policjantom, czego żądają, aby Rex był szczęśliwy. Były to tylko takie zwykłe, podstawowe rzeczy, nie jakieś super luksusy. Na sam koniec wizyty Inke i Igar poinformowali policjantów, że Rexa odebrać będą mogli za cztery tygodnie, ponieważ pieski wczoraj ukończyły czwarty tydzień życia. Policjanci pożegnali się z hodowcami i odjechali do Budapesztu informując Inke i Igara o stałym kontakcie na temat stanu Rexa.
I tak zwykły-niezwykły miot mudi "pozbył" się już jednego ze swoich braci...
Subskrybuj:
Posty (Atom)